Była piękniejsza. wówczas swoim szalem i delikatnie pocałował. Róży od razu poprawiło to nastrój, ale przekornie postanowiła tego - Każdy coś ma i jeśli zechce, może się tym podzielić... - To znaczy jaka? - przerwał jej nietaktownie. latania, z pewnością boleśnie spadłby na ziemię. Nie widząc w pobliżu żadnych kwiatów, chciał ponownie usiąść na uwielbia. - Nie pożałujesz. - To ona wie? Księcia. -Pięknie mieszkasz... - powiedział Mały Książę z uznaniem. - Ale samotnie. Kiedyś było tu jeszcze piękniej - Nie rozumiem - odparł Mały Książę. On naprawdę nie był pewien, czy rozumie Różę. Przeczuwał jednak, że Róża - Mam dla ciebie miłą wiadomość. Twój znajomy Pilot wciąż myśli o tobie i właśnie wypatruje na niebie naszej elegancją, ale przynajmniej był czysty i niewymięty. Poza tym ogolony zarost i przyczesane włosy sprawiły, że Pijak Odwrócił się do niej. Była straszliwie blada. Wydawało się, że za moment zemdleje. Powodowany współczuciem, odruchowo wyciągnął ku niej rękę, ale szybko cofnął ją z zakłopotaniem. I tak nie mógł jej pomóc. Swą opowieść Gołąb Podróżnik zakończył słowami:
- Westchnął ciężko. - To co? Powiesz mi, co napisała Lara? - Nie wiem - odburknęła niechętnie nastolatka. – Skoro ta pani zabiera dziecko, to znaczy, że jestem zwolniona, tak? Liczyłam na... A ten znowu swoje! W jednej chwili ogarnęła ją zimna furia.
Badacz Łańcuchów spojrzał uważnie na Małego Księcia, po czym powoli i z przekonaniem odpowiedział: Tarnmy miała serdecznie dosyć tej rozmowy. Spełniła swój obowiązek, informując Isobelle o miejscu pobytu wnu¬ka. Nie musiała znosić jej uwag dłużej, niż było to koniecz¬ne. Wprawdzie miała ochotę powiedzieć jeszcze to i owo, ale właściwie... - Często chodzę boso - oznajmił z godnością Mark.
- Rozumujesz jak racjonalna, inteligentna osoba, Beck. Watkins to kretyn. Nie może się doczekać, by nam powiedzieć, że zabił Danny'ego. Drwi sobie z nas. Nie potrafi się oprzeć poczuciu triumfu. Zanim poszedł do więzienia, spotkania z nim mogłem policzyć na palcach jednej ręki, Teraz nagle pojawia się wszędzie, gdzie my. Sądzisz, że to zbieg okoliczności? - Pewnie masz rację. Mógł cię zabić, Chris. - Przeszła mi przez głowę ta sama myśl, ale dopiero jak było już po wszystkim. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co mogło się stać, ugięły się pode mną nogi. Beck skręcił w drogę dojazdową do posiadłości Hoyle'ów. - O, do diabła - jęknął Chris. - Nie doczekamy nawet śniadania. Wszystkie światła w domu były zapalone, a Huff z papierosem w ustach czekał na nich na werandzie. Nieźle się wpakował. Klaps Watkins trzymał się bocznych dróg. Niektóre z nich były zaledwie polnymi ścieżkami, prowadzącymi przez bagniste tereny. Większość kończyła się małymi, zarośniętymi stawami pełnymi ślimaków lub ślepymi zaułkami gdzieś w gęstym lesie. Musiał wycofywać się na szosę, na której mogła już czyhać na niego zgraja umundurowanych kundli, które poszły za jego zapachem. A skoro już o tym mowa, wcale by się nie zdziwił, gdyby Hoyle'om wpadło do głowy poszczuć na niego zgraję gończych psów. Klaps nigdy nie przodował w nauce, ale był bardzo dobrze wytrenowany w walce. Wiedział, jak postępować wobec brutalnej siły. Trzeba było odpowiedzieć atakiem, a jeśli człowiek chciał zwyciężyć, musiał grać nieczysto. Gdy Chris Hoyle natarł na niego, przez chwilę był zaskoczony, ale natychmiast odezwał się w nim instynkt samozachowawczy. Czerpiąc z doświadczenia, zapomniawszy o swoim wiszącym na włosku zwolnieniu warunkowym i trzech latach ciężkiego więzienia, jakie odsłużył przed wyjściem na wolność, wyciągnął nóż z cholewy. Teraz przeklinał się za to, że nie zachował trzeźwego, chłodnego umysłu, że wypił za dużo i pozwolił temu aroganckiemu, bogatemu bękartowi tak się podpuścić. Nadal nie mógł sobie przypomnieć wszystkich szczegółów walki. Nie pamiętał zadawania ciosu nożem, ale musiał nim machnąć, ponieważ Hoyle'owi się oberwało. Przysięgam na Boga, opowiadał później każdemu, kto skłonny był go wysłuchać. Chciałem go tylko postraszyć nożem. Nie chciałem go użyć. 23 Sayre zadzwoniła do biura Becka w poniedziałek o piątej po południu. - Beck Merchant. - Sayre Lynch. Masz wolne dziś wieczorem? - Zapraszasz mnie na randkę? - Chciałabym, żebyś z kimś porozmawiał. - Z kim? - Z Calvinem McGrawem. - Moim poprzednikiem? W jakim celu? - Spotkamy się w moim motelu o szóstej. Sekundę później Beck usłyszał w słuchawce dźwięk przerwanego połączenia. Zapukał do drzwi jej pokoju punktualnie o szóstej. Natychmiast otworzyła, z torbą na ramieniu i kluczem w ręku. - Nie wiem... - głos Róży był przesycony niepewnością, lecz pozbawioną lęku. - Nie wiem nawet, czy będziemy siebie lubię...
To była inna polanka i inne drzewo niż poprzednio, ale ta sama cudowna kobieta, która znowu wisiała wysoko nad ziemią w swojej uprzęży i patrzyła na niego z góry. najtrudniej robić to samotnie... - Tak, bardzo bym chciał. Z podniesioną głową weszła do środka, a księciu nie po¬zostało nic innego, jak podążyć za nią. - Niedokładnie. Wysłała go do mnie. W przeszłości nieraz ratowałam jej skórę, zawsze mogła na mnie liczyć, nie¬zależnie od wszystkich nieporozumień między nami. Ale Isobelle wolała pozbyć się wnuka, zostawiając go w hotelu. - Aha. W ten sposób wyślemy wodę z rejonów zagro¬żonych suszą w rejony zagrożone powodzią. Myślisz, że to dobry pomysł? Szczere zdziwienie Małego Księcia uspokoiło Gołębia Podróżnika. Opowiedział więc Małemu księciu o swej